Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.

Daleszowskich, obywatelscy synowie z pod Gryzmołowa, jeden tam Szwarc, mały, z pierwszej klasy, to chłopak sztygara, wnuczek dawnego znajomego, i jeden także z pierwszej Soraczek, to znowu rządcy z Dzięciołowa, a korepetytor szósty. Pójdź-że pani, pokażę ci stancję!
Staruszka ruszyła się żwawo, rozwarła drzwi do sieni, a później na prawo do sporej stancji, gdzie o tej porze stał tylko na środku długi stół sosnowy, zalany atramentem, a dokoła niego krzesła i długie ławy drewniane. W jednym kącie sterczało żelazne łóżko bez pościeli, z tak okropnie zgiętemi prętami, jakby je pozwijał jakiś straszliwy reumatyzm. Okna były niezamknięte i żelazne haczyki tych okien monotonnie stukały. Marcinka, który tam wszedł za matką, ścisnął dziwny żal na widok tego pokoju.
— Widzisz... Tu będziesz sypiał z kolegami... — szepnęła do niego matka, — wybierz sobie kącik, gdzie ci będzie najlepiej.
Potem, zwracając się do »starej Przepiórzycy«, rzekła:
— Droga babciu, nic taniej nie można?
— Moja pani Borowiczowa, ty wiesz, że ja cię skrzywdzić nie chcę! Wbij zęby w ścianę, nie można! Ani grosz!
— Ha — cóż robić, co robić? — szepnęła matka. — Trzeba się rujnować dla tego huncwota, to trudno. — Muszę mu jeszcze łóżko kupić. Żelazne chyba? Siennik — to w domu się wypełni, pościel przyślę w tych dniach.
— Żelazne łóżko kup, z gałkami za ośm rubli,