działem w tamtym pokoju gramatykę języka polskiego, napisaną po rosyjsku, w ręce żaka z pierwszej klasy, który się w mojej obecności uczył tej gramatyki polskiej po rosyjsku, tu, w tym domu, w mieście Klerykowie, o którem kronikarz Mateusz, herbu Cholewa, pisze, że »gród ten polski, od niepamiętnych czasów bogactwy słynący, na płaszczyźnie pochyłej jest rozłożony«... Któż to sprawił, że na taki szary koniec przyszło onemu grodowi polskiemu, rozłożonemu na płaszczyźnie pochyłej? Sprawiła to owa manja demokratyczna, owo pożądanie fraka, owa ambicja hołoty, domaganie się praw bez żadnych zasług...
Kiedy radca Somonowicz to mówił, pan Karol Przepiórkowski zaczął głośniej pociągać nosem i przybrał tak dziwną minę, jakby miał zamiar coś mówić.
Radca spojrzał na niego kilka razy i rzekł porywczo:
— Ależ, mówże pan u licha! Czekamy, słuchamy!
Pan Karol jeszcze raz pociągnął nosem i, nic nie powiedziawszy, usiadł na swojem miejscu.
Wtedy radca wpadł w istną ekstazę.
— Chcąc wytępić w sobie wroga, który w nas siedzi, musimy zacząć od gruntu, od rdzenia, od takiego pędraka — wołał, chwytając Marcinka za ucho i wyciągając go na środek pokoju.
— Daj no dobrodziej chłopcu święty spokój! — wstawiła się za Marcinkiem »stara Przepiórzyca«. — Polityka polityką, a co do uszu, to niema racji wyciągać ich po próżnicy.
Radca wpakował sobie do ust trzy cukierki, zadarł głowę do góry, ręce w tył założył i jął szybko dreptać po izbie.
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/099
Ta strona została uwierzytelniona.