ukrytym za czarnemi chmurami. Myśli i uczucia, tło i akcesorja, porównania i rytm tych utworów były zapożyczone, częstokroć żywcem wzięte z Puszkina i Lermontowa. Nie licząc rozpaczy z powodu własnej, przedwczesnej śmierci, znajdował jeszcze poeta czasami podnietę do pisania jakiejś elegji, czy idylli w uczuciu miłości. Kto był przedmiotem tego namiętnego uczucia niepodobna odgadnąć, rozpatrując sprawę w świetle utworów. Raz bowiem były tam uwielbienia, przyłączone do gwałtownego pragnienia zgonu z racji jakichś »złotych kędziorów«, a już o stronicę dalej, — z powodu »czarnobrewej, czarnookiej, ozdobionej kaskadą czarnych pierścieni«.
Stare panny Przepiórkowskie, które podczas bytności autora w klasie wyciągały z jego kuferka olbrzymiej grubości bruljony i zanosiły się od śmiechu, deklamując najbardziej rzewne elegje, zachodziły w głowę, kto przecież mógłby być bohaterką tylu dramatów, eposów i liryk. Gdy jednak żadna z postaci niewieścich, w tych dziełach przedstawionych, ani wiekiem, ani pięknością cielesną nie przypominała z nich żadnej, powzięły wniosek zdecydowany, że owe bohaterki są to po prostu osoby, nie istniejące w Klerykowie i z palca wyssane.
Najstarszy z trzech braci Daleszowskich, uczeń klasy czwartej, odznaczał się wogóle — posiadaniem srebrnego zegarka z wielką tombakową dewizką, a w stosunku do Marcinka, — pogardą tak przygniatającą, że mały wstępniak nie był w możności wyrobić sobie pojęcia o różnicy, zachodzącej między samym korepetytorem a »panem« Daleszowskim. Był prawie pewny, że
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.