Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

ci obadwaj »panowie« są czemś w rodzaju profesorów, istotami, które, krótko mówiąc, umieją więcej od p. Wiechowskiego, bo uczą się po grecku i po łacinie, o czem tamten »pan« z Owczar wcale nie miał wyobrażenia. Nie więcej życzliwości okazywali Marcinkowi dwaj młodsi bracia Daleszowscy z drugiej klasy. Rozmawiali z nim wprawdzie, ale zato wydrwiwali go niemiłosiernie, »brali go na kawały«, wysyłali do apteki po Verstand, puszczali mu w nos finfy, gdy zasypiał i t. d.
Ci obadwaj drugoklasiści byli namiętnymi graczami w »obrazki«. Mieli w kuferkach pełne pudła kolorowanych żołnierzy, oficerów na koniach, oraz innych malowanek — i stosy zużytych stalówek. Gra polegała na tem, że między karty książki wkładało się tu i owdzie obrazek i podawało ją koledze do odnalezienia malowanek za pomocą wsuwania między kartki stalówki — na chybił trafił. Jeżeli stalówka trafiała w miejsce puste, przechodziła w posiadanie proponującego grę, w razie przeciwnym obrazek stawał się własnością posiadacza piór.
Marcinek Borowski nietylko był ogrywany przez Daleszowskich, bo umieli oni w potrzebie »naciągać frajera« w sposób tak zgrabny, że żadną miarą dostrzec tego nie mógł, ale jeszcze dostawał od nich szturchańca, jeżeli z bekiem upominał się o stalówki, przywłaszczone przez graczy z pogwałceniem kardynalnych zasad wymiany.
Nieco odmienny stosunek zachodził między Marcinem i Szwarcem, drugorocznym uczniem klasy pierwszej, znanym z tego, że mu wszyscy, nie bez wyraźnych,