taki, co przyjechał do Klerykowa z Gawronek, może podobne głupstwa nazywać trudnemi. Cóż może być trudnego w »owczarni«, gdzie niema łaciny, ani geografji? Niechby kto, — (Marcinek czuł, że owo kto do niego jednego było wycelowane), — spróbował trzeciej deklinacji z wyjątkami, albo niechby na wielkiej mapie spróbował »przejechać wodą« z morza Białego do Czarnego...
A przecie Marcinek nie mógł sobie dać rady z przedmiotami tak łatwemi. Nieraz budził się w nocy, o zimnych rankach jesiennych i w smutnem drzemaniu widział klasę, nauczyciela i siebie przy tablicy... Zimno wstrząsało jego ciałem i bojaźń niewymowna ssała jego krew, jak zmora.
Na stancji okazywała mu dużo serca i troskliwości »stara Przepiórzyca«, ale ta jej przyjaźń wyrażała się przeważnie w zachęcaniu go do częstych zmian bielizny i w sekretnych darach kilku śliwek, dwu jabłek, garści suszonych gruszek, albo spodeczka kwaśnych powideł. W klasie miał na niego pewien wzgląd wszechwładny nauczyciel pan Majewski, chociaż ten wzgląd manifestujący się w mdłym uśmiechu, z biegiem czasu nicestwiał coraz bardziej. Pan Majewski w rozmaitych porach dnia i wieczora odwiedzał stancję »Przepiórzycy«, gdyż wizytowanie stancyj uczniowskich należało do zakresu jego obowiązków, łatwo tedy spostrzegł, że Borowicz nie jest synem rodziców zamożnych — i coraz szczuplejszą miareczką sympatję swoją mu wymierzał.
Sala klasy wstępnej mieściła się na dole gmachu gimnazjalnego. Prowadziły do niej drzwi z korytarza,
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.