»Greków«, jak »Persów«, odzywały się niezwłocznie głosy, dziko pozmieniane, a zachęcające do czynów wprost zbrodniczych.
— Grajcarek, — wołano po polsku, — celujemy w twój cylinder. Chodźże bliżej, kłapouchu!...
I rzeczywiście, — cylinder, powalony licznemi naraz ciosami, spadał z głowy pana Gałuszewskiego.
Jeżeli zjawiał się pan Sieczenskij, wzywano go również po polsku:
— Chodź, chodź, Perispomenon, zbliż się, ananasie z pestką, wyjmij notesik i zapisuj! Panowie, celnie w notesik!
»Perispomenon« cofał się zaraz do sieni i, ukryty za drzwiami, obserwował przez szparę dalszy bieg wypadków.
Pan Majewski nie ukazywał się w takich razach na podwórzu z zasady, gdyż nie mógł znieść przezwisk, wykrzykiwanych tak głośno i tak bezkarnie.
Tym sposobem bitwa, której władza nie była w stanie przerwać, trwała zazwyczaj w ciągu całej »dużej« pauzy. Dopiero na odgłos dzwonka zwycięzcy i zwyciężeni wracali do klasy, okryci chlubnemi sińcami, na dwie ostatnie godziny lekcyj.
Marcinek był dzielnym »Persem« i dostał pewnego razu taki postrzał w okolicy piątego żebra, że blisko przez dwa tygodnie nie mógł leżeć na prawym boku.
Po jednej z takich kampanij wrócił do klasy zmęczony i nie przypominał sobie nawet dokładnie, jaka lekcja ma nastąpić. Siedział w czwartej ławie pod oknem, przy Gumowiczu, dużym chłopcu, z włosami tak czarnemi, że miały odcień fioletowy.
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.