scach padał na kamienne stopnie blask światła z wąskich okienek, które na zewnątrz były tylko szparami, a ze strony wewnętrznej tworzyły dosyć szerokie framugi.
Marcinek przebył już był prawie cały komin i zbliżał się do drzwiczek chóru, kiedy nagle ścierpł ze strachu.
Oto pod samemi drzwiami klęczał prefekt ks. Wargulski.
Z okienka padała na jego głowę i płaszcz granatowy z dużym kołnierzem biała plama i dozwalała widzieć całe podługowate czoło i twarz surową.
Prefekt miał oczy zamknięte, ręce złożone, i gorąco się modlił. Wargi jego poruszały się zwolna, a głowa czasami drgała niespokojnie.
Marcinek stał bez ruchu, nie śmiąc oddychać z przerażenia.
Ksiądz był surowy i trzymał całą szkołę w trwodze panicznej.
Powoli Borowicz zaczął cofać się, trafił na framugę okienka, wlazł w nią, przytulił się do muru i, nie spuszczając oka z głowy księdza, drżał na całem ciele.
Tymczasem gdzieś nisko rozlegał się głos kanonika, śpiewającego modlitwy za cara:
— »Panie, zachowaj imperatora i króla naszego Aleksandra...« »Niech będzie pokój w mocy Twojej...«
Z chóry odpowiadano na te modlitwy. Później nastąpiła krótka przerwa, w ciszy rozległa się przygrywka do hymnu carskiego i dał się słyszeć czysty i równy śpiew młodzieży.
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.