Pan Leim był to starzec wysoki, bardzo chudy i wiecznie pokaszlujący. Twarz golił starym obyczajem, czaszkę łysą, jak kolano, nakrywał pewnego rodzaju wiekiem z włosów wyhodowanych w okolicy ucha. Idąc, wydymał policzki zawsze różowe i wyszczerzał raz za razem szeregi zębów, jak ser białych. Nie było wypadku, żeby profesor Leim opuścił kiedykolwiek lekcję. Zakatarzony, kaszlący, z ustami osłoniętemi szalem przyłaził w najcięższe mrozy i gwałtowne wichry regularnie o godzinie ósmej, pozdrawiał skinieniem głowy pana Pazura, drugiego z rzędu, a jednak znacznie młodszego weterana gimnazjum, i rozpoczynał swój monotonny spacer po górnym korytarzu. Był nadzwyczajnie starannym służbistą i lojalistą gorliwym.
Od chwili wprowadzenia zakazu mowy polskiej w murach gimnazjum karał ostro wykroczenia tej kategorji, ilekroć któryś z gospodarzy klas wskazał mu winowajcę. Sam mówił w domu po polsku, był ożeniony z Polką i miał córki, które w całem mieście czyniły rejwach patrjotyczny za pomocą zgromadzeń, prelekcyj i zwykłego odczytywania zakazanych przez cenzurę utworów literatury polskiej, utworów potajemnie wydobytych z własnej pana Leima bibljoteki, albo nawet własną jego ręką niesłychanie kaligraficznie ongi przepisanych.
W dni galowe dworskie pan Leim maszerował przez miasto, ustrojony w mundur z haftowanym kołnierzem, z orderami, wśród których wisiał miedziak »za usmirenje polskawo miatieża«, ze szpadą u boku i w pierogu.
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.