ujrzał na tablicy wypisane nazwisko Borowicza i obok niego zaskarżenie: »ciągle głośno mówi po polsku«.
Pan Leim uważnie i dość długo czytał ten napis, który zdarzyło mu się widzieć po raz pierwszy, następnie zwrócił się do klasy i zapytał:
— Kto jest dyżurnym?
— Ja, — rzekł pucułowaty chłopiec, nazwiskiem Makowicz.
— To ty napisałeś, że Borowicz ciągle głośno mówi po polsku?
— Tak ja. On, panie profesorze, ciągle wrzeszczy po polsku i bije się.
— I bije się z tobą?
— Ja z nim nie zaczynam! Niech wszyscy powiedzą! On przyszedł pierwszy i powiada: oddawaj mi zieloną okładkę... Ja mu nie dałem, bo to jest nie jego okładka, tylko moja, i za to kopnął mię w brzuch...
— Borowicz za gadanie po polsku zostaje na dwie godziny w kozie... — donośnie i surowo rzekł profesor Leim i wstąpił na katedrę. Zasiadłszy na krześle, rozwarł duży dziennik i wlepił oczy w jakąś niezapisaną jego stronicę.
W klasie zaległa trwoga i taka cisza, że nie było słychać ani jednego oddechu. Wszyscy widzieli, że »stary« jest »wściekły«. Każdy powtarzał w myśli wyjątki, uprzytomniał sobie końcówki deklinacyjne i przepowiadał drewniane sentencje tłómaczenia. Nauczyciel zwolna podniósł oczy i rzekł:
— Borowicz!
Marcinek porwał książkę z tłómaczeniami łacińskiemi Szulca, mały kajecik »wybranych« słówek i na
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.