Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

drżących nogach udał się do katedry. Stanąwszy tuż przy jej stopniu, wykonał szybko ruch korpusem i nogą, otworzył książkę i zaczął czytać rosyjskie zdania i tłómaczyć je na łacinę. Gdy tak w mowie Rosjan i Rzymian zawiadomił zgromadzonych, że pod cieniem wysokiego dębu przyjemnie jest odpoczywać, że sztuka jest długą, a życie krótkie i t.  d., pan Leim przerwał ten jego wykład, mówiąc:
— Za to, że głośno rozprawiasz w klasie po polsku zostaniesz na dwie godziny w kozie — słyszysz?
— Słyszę, panie profesorze... — rzekł ze skruchą Borowicz.
— Dlaczego bijesz się z Makowiczem?
Marcinek spuścił oczy i zrobił pobożną minę. Na wspomnienie dwu godzin kozy łzy go ścisnęły za gardło. Wtem dostrzegł, że jeden z guzików przy ineksprymablach profesora jest niezapięty i doznał zaraz wielkiej ulgi.
— Nigdy nie bij się z Makowiczem, — mówił tymczasem pan Leim surowo i głośno, — nie zbliżaj się do niego, nie proś go nigdy o jakieś tam parszywe okładki!...
Usłyszawszy wyraz parszywe, niezwykły w ustach pana Leima, Marcinek spojrzał i wtedy doznał dziwnego wrażenia. Profesor patrzył na niego ostrym zagadkowym wzrokiem. Wydało się Marcinkowi, że to spojrzenie wstydzi się jego małej osoby i że zarazem bezlitośnie się z niej natrząsa...
O ile profesor Leim umiał sztubę trzymać w czasie swej lekcji na wodzy i ukazaniem się swojem rozsiewać w tłumie łobuzów śmiertelną ciszę, o tyle Ilarjon