Stiepanycz Ozierskij, nauczyciel języka rosyjskiego nie posiadał władzy takiej ani za szeląg. Był to tłusty basałyk z czaszką nagą, jak kolano, z policzkami obwisłemi, zadartym nosem i oczyma śledzia. Wielki brzuch dźwigał na krótkich nogach, które w sposób najzabawniejszy plątały się pod tym ciężarem. Ilarjon Stiepanycz nigdy nie omijał żadnej kałuży i zawsze chadzał unurzany w błocie do kostek. Jego frak wiecznie był wysmarowany kredą, a guziki pomalowane atramentem przez wdzięcznych wychowańców. Kiedy wstępował do klasy, witała go piekielna salwa wrzasków i, co najgorsza, witały go wrzaski polskie, jego, nauczyciela i siewcę mowy rosyjskiej. Gwizdano, tupano, przesuwano ławki, grano na drumlach, dzwoniono małym dzwoneczkiem, co mogło doprowadzić człowieka najmniej nerwowego do ostatniej pasji; głośno wyuczano się następnych lekcyj i prowadzono ożywione rozmowy o tematach najzupełniej dowolnych. Ilarjon Stiepanycz nie próbował chwytać grających na drumlach, albo poszukiwać dzwonników, gdyż z doświadczenia wiedział, jak złe skutki tego rodzaju gorliwość pociąga za sobą.
Zdarzyło mu się skoczyć z katedry między ławki, gdy dokładnie wystudjował punkt, skąd dzwonek słychać było bez przerwy. Któż mógł przypuścić, że dzwonienie w jednem miejscu jest pewnego rodzaju wabikiem? Pędząc do winowajcy między ławkami, Ilarjon runął nagle, jak podcięty cedr, nie spostrzegłszy, że od ławki do ławki przeciągnięty był mocny sznur od cukru Nazywało się to »łapaniem lwa w sieci — z przynętą«.
Awantury w klasie pierwszej nie przekraczały
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.