zresztą pewnego, tradycyjnego poniekąd szablonu. Istotne wyrafinowanie w dręczeniu kałmuka zdradzały dopiero klasy nieco wyższe: druga, trzecia i czwarta. Osobliwie do klasy trzeciej Ilarjon wchodził pobladły; zbliżając się do katedry, ważył i badał krok każdy. Zanim usiadł na krześle, oglądał je, czy nogi nie są czasem wykręcone, badał tablicę, czy podczas lekcji na głowę mu się nie zwali, — sufit, czy stamtąd woda mu na łysinę kapać nie zacznie, — szufladki stolika, czy stamtąd szczury na niego nie wyskoczą — i t. d. Podczas bytności w klasie Ozierskiego — nie było żadnej lekcji. Coś on tam mówił, wykładał gramatykę rosyjską, czy rozdział historji powszechnej, ale tego żywa dusza nie słyszała. Sprawiało to wrażenie, że nauczyciel dostał pomieszania zmysłów i gada do siebie.
Jeżeli z dziennika wyrywał kogokolwiek do lekcji, to zawsze stawała na środku jedna i ta sama osobistość i wypowiadała we wszystkich porach roku jeden i ten sam ustęp. W klasie trzeciej n. p. uczeń Białek był »specjalistą od kałmuka« i opowiadał przez rok cały jakąś brednię o tem, jak księżniczka ruska Olga powiązała wróblom ogony i spaliła jakieś miasto »Iskorostień«. Czasami Ilarjon zaczynał spazmatycznie wrzeszczeć:
— Ja ci się, bałwanie, pytam, co wiesz o Karolu Wielkim. O księżniczce Oldze słyszałem już sześćset razy od ciebie!
Wówczas przewracano ławki, rozpoczynały się bitwy między gromadami uczniów — i w rezultacie wpadał do klasy brutal inspektor, ażeby któregoś tam z »zaczinszczików« wsadzić do kozy, ale i samego
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.