pary koni, parobka — i z kolei obrabiał jedno pólko po drugiem. Wzamian za tę usługę brał znowu rozmaity precent. Lejba Koniecpolski nie korzystał z łask Scubioły, gdyż od niego mało co wziąć było można. To też skulony, chudy i biedny Lejba uprawiał grunt odziedziczony sam, literalnie: sam. Do orki pożyczał krowy od sąsiada Piątka, a do brony zaprzęgał sam siebie, albo swą żonę. Źle oni jednak i orali i bronowali swe dziedzictwo. Owies był nędzny, kilka zagonków żyta nigdy nie zwracało wsianego ziarna, tylko litościwy ziemniak żywił familję. A familja Koniecpolskich była bardzo liczna. W skrzywionej chacie, obok której nie było ani stodoły, ani chlewa, ani płotu, ani kołka, ani nawet wyższego badyla ostu, mieściła się jedna, jedyna izba, pełna dzieci. Gdyby do tej izby przybyło jeszcze jedno dziecko, albo jedna koza, — jużby zapewne czarna chałupa rozpękła się na dwoje.
Lejba był rzemieślnikiem. Wyrabiał trepy o drewnianej podeszwie z przyszwą ze starego rzemienia, okrywającą palce i części stopy. W zimie mały Lejba biegał po wsiach od chaty do chaty i skupywał stare chłopskie buciska. Czasami tu i owdzie dostał jaki stary but za darmo, kiedy niekiedy bowiem zlituje się dobry człowiek nad drugim człowiekiem, nawet nad Lejbą Koniecpolskim... Gdy zgromadził dosyć materjału, szedł do lasu rządowego i ścinał w nocy dużą osikę. Następnie zaprzęgał się z żoną do małego wózka i drzewo porąbane na kawałki przyciągał kryjomo nocami do chałupy. Z tego materjału strugał podeszwy. Na wiosnę zaczynali ludzie dowiadywać się
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.