z dyrektorską, żywo mówiąc i gestykulując, spoglądały również przez szkła na gromadkę uczniów. Znaczną większość tej gromadki stanowili Rosjanie. Z Polaków, oprócz Marcina było kilku synów urzędniczych. Wkrótce wszystko to sztubactwo skonstatowało, że jest przedmiotem adoracji i budzi ukontentowanie. Borowicz oceniał to także i, na poły wiedząc, co robi, wysunął się nieznacznie naprzód, żeby go dyrektor mógł doskonale widzieć. Podczas pierwszego antraktu znalazł się na parterze p. Majewski, witał wszystkich nad wyraz grzecznym ukłonem, starszym uczniom podał nawet rękę, a kilku Polaków, między innemi Borowicza, grzecznie obligował, ażeby się za nim udali. Wstępując bez oporu w ślady tego przewodnika, Borowicz znalazł się na wąskich schodach, potem na korytarzyku, biegnącym w półokrąg i stanął przed jakiemiś drzwiami. Majewski uchylił te drzwi delikatną dłonią i zlekka pchnął Marcina do loży dyrektorskiej. Kriestoobriadnikow wstał z krzesła, powitał przybyłych, wprowadził kilku do loży sąsiedniej i przedstawił gubernatorowi oraz jego damom.
— Oto Borowicz z klasy piątej, Michawski z siódmej, Biene z szóstej
Gubernator, człowiek w latach, o miłej fizjognomji, witał wszystkich uściśnieniem ręki. Damy przyłożyły do oczu pince-nez i wywabiały na lica swe przyjemne uśmiechy. Jedna z nich zapytała Borowicza po rosyjsku:
— Jakże się panu podobała pierwsza pijesa?
Marcinek nie wiedział, co to jest pijesa, ale zrozumiał, że cokolwiekby to być mogło, winno mu się w tem miejscu podobać, rzekł tedy:
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/188
Ta strona została uwierzytelniona.