zaczynało się wałkowanie materjału na dzień następny i trwało, z krótką przerwą kolacyjną, nieraz do godziny dwunastej w nocy. Kiedy Władzio przepisywał pensa z bruljonów, Jędrek odrabiał lekcje z panną Micią, uczenicą klasy drugiej gimnazjum żeńskiego. I tam szła ta sama arytmetyka, język rosyjski, tak zwany polski, a nadto — francuski, niemiecki, rysunki etc. Z panną Micią było jednak daleko snadniej, gdyż sama rozwiązywała zadania, chociaż częstokroć »nie wychodziły«; uczyła się rzeczy pamięciowych, a nawet z finezją okłamywała fornalskiego syna.
Gimnazjum, trudniąc się zadawaniem, słuchaniem i stawianiem stopni, nie udzielało korepetytorowi żadnych wskazań. Całkowita nauka wszelkiego kursu, wbrew wynikom pedagogji, zastosowanym n. p. w Szwajcarji, odbywała się nie w murach szkoły, lecz w domu, a istotny trud kształcenia zwalony był hurtownie na barki pomocnika domowego. On to właściwie hodował i rozwijał umysł dziecka. Bez znajomości jakiejkolwiek metody postępowania, omackiem i domysłem budził charakter, ekscytował pamięć, przez użycie swoich własnych środków rozrabiał spostrzegawczość i siłę kombinowania. Do własnych swoich lekcyj Radek brał się w nocy, zazwyczaj po godzinie dwunastej. Gdy Władzio udał się już na spoczynek, rodzic jego zamknął wszelkie drzwi na klucz i odszedł, a służące spać się układały, wówczas korepetytor w swoim apartamencie rozpalał koślawą lampę, imał się Sallustjusza, geometrji i algebry. Wtedy również wyciągał z kieszeni małe pudełeczko z nędznym tytoniem, z bibułkami, kręcił papierosy i w sekrecie zaciągał się do syta. Zdarzało
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/221
Ta strona została uwierzytelniona.