Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kez by to miso nie lubowało człowiekowi! Ino co nie umiem onego misa jeść po ślachcicku...
— Po ślachcicku?
— Ajści. Jak mię tatuś oddali do szkoły na stancyą, tom ci dopiéro zobocéł, jak se to ślachta jedzą. Bietakierze świecące widełki, żgnie ono miso, dopieros je do gęby niesie, nikiej chłop snopek w zapole...
Emocja, jakiej doświadczał Radek, słuchając tych djalogów, była z pewnością palącym wstydem, ale obok niego czaiła się zemsta, ukryta w masce obojętności i wzgardy tak głęboko, jak iskra w krzemieniu. Nauczyciele bezwiednie zaostrzali stosunek nowicjusza do kolegów, wyrywając go często na środek dla zbadania i oceny zasobów jego umysłu. Przybyszowi z Pyrzogłów zdawało się, że go przedrwiwają wszyscy. W progimnazjum najważniejsze wykłady snuły niedołęgi wszelkiego rodzaju, dziwaki i mastodonty okręgu naukowego, to też Radek w łacinie, greczyźnie, matematyce i t. d. recytował istne curiosa, jako perły wiedzy, podane mu przez mędrców pyrzogłowskich. Wszystkie te okoliczności sprawiły, że Jędrek, chociaż uczeń bardzo dobry i pilny, był, jeżeli nie pośmiewiskiem, to tarczą szyderstw swego otoczenia.
Pewnej lekcji, blisko we dwa miesiące po rozpoczęciu kursu szkolnego, wezwał go do tablicy pan Nogacki i zlecił wyprowadzić formułę geometryczną, zadaną na ów dzień do nauki. Radek stanął przy katedrze, chwycił kredę i począł rysować figurę uciętego graniastosłupa. Silne wzruszenie przyćmiło na pewną chwilę czasu jego pamięć i bystrość umysłu. W rysunku popełnił błąd, przeprowadziwszy jedną z linji