jącemi tam stale. Partja ta znieść nie mogła wszystkich praktyk literackich, ale z tej głównie przyczyny, że prowadziły za sobą nadetatową, pozaklasową robotę. Grupa wolno-próżniacka grywała w karty, o czem członkowie przeciwnej marzyć nie mogli ze względu na wielką ilość należących do niej lisusów i zwyczajnych szpiegów. Wolno-próżniacy, jako całość anti-legalna, nie mieli wśród siebie donosiciela żadnego. Związani byli między sobą węzłami przyjaźni, stanowili zwarte koło gimnazjalnego high-life’u i wskutek tego tajemnica gry w stukułkę trwała wśród nich aż do skutku pomimo najforsowniejszych śledztw inspekcji.
Miejsce gry obierano to tu, to tam, a najczęściej w domu lekarza Wyszobierskiego, właściwie w pokoju jego syna, ogólnie lubianego wolno-próżniaka, Antosia. Stowarzyszeni, gromadzili się późno wieczorem, przed dwunastą, i to w takie dni, kiedy można było nieobecność na stancji usprawiedliwić bytnością w teatrze, na obserwacjach astronomicznych z nauczycielem kosmografji, na balu dla dzieci, albo u familji za pozwoleniem właściwego zwierzchnika. Wówczas przy szczelnie zamkniętych okiennicach, wśród takiego dymu z papierosów, że osób widać nie było, kropiono stukułkę do późna w noc. Namiętności rozpasywały się ogromnie, gdyż wysokość stawki sięgała nieraz 40 rubli. Zdarzało się, że ktoś z rodziny doktora wtajemniczony stukał dla rozpędzenia graczy za pomocą figla wśród nocy, naśladując głos inspektora. Wówczas dzielne wolno-próżniaki gasiły światło, chowały karty i pakowały się pod łóżka, za szafę i do szafy, tłukąc się i gniotąc w ciemności.
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/238
Ta strona została uwierzytelniona.