Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/243

Ta strona została uwierzytelniona.

zwolna tającego śniegu. Myśl nie miała prawa ruszać się ani naprzód, ani w tył, to też tkwiła w miejscu. Z pozoru wydawać się mogło, że młodzież klerykowska ćwiczy na klasycyzmie, jeśli nie dusze swe, to przynajmniej pamięć. Ale i to było złudzeniem. Słowa i zwroty, wykuwane z taką usilnością i mozołem, nie wiązały się asocjacją ani ze światem zewnętrznym, ani nie budziły popędów estetycznych i nie ulegały wcale sądowi, jako czynność celowo przedsięwzięta. Były to dźwięki martwe i z jałowem brzmieniem. Odpowiadające im prądy mózgowe przebywały niektóre tylko drogi. Nic dziwnego, że wychowaniec klerykowski w parę lat po opuszczeniu szkoły tracił grekę z pamięci tak zupełnie, że z trudem odróżniał litery tego języka, w którym tak niedawno umiał wyrażać swe myśli. Wszystek zapas wiadomości gramatyczno-literackich znikał z jego mózgu tak bez śladu, jak znika obraz, sztucznie na kliszy w ciemni optycznej wywołany, gdy ją z doskonałego mroku wynieść na światło dzienne.
Podobny skutek osiągnęły gimnazjalne lekcje historji. Na klasę szóstą przypadał kurs dziejów Rosji z epoki t.  zw. udziałów i wieców. Borowicz i wszyscy jego koledzy po całych nieraz nocach wyuczali się na pamięć istnych kolekcji książątek Rusi, dat ich rozmaitych przeniewierstw, morderstw, oślepień, pochwyceń władzy, bitew, śmierci, tworzyli sobie w mózgach prawdziwą barykadę z tych wiadomości; o przedstawieniu ducha i sensu tamtych odległych czasów nauczycielowi ani się śniło. Suchy i zajadły Rosjanin, Kostriulew, wchodził do klasy, siadał na katedrze, obrzu-