Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/248

Ta strona została uwierzytelniona.

stry spostrzegacz, który bez głębokich studjów szedł przodem i w dysputach zawsze udowadniał swą wyższość, czyli, mówiąc żargonem tamtejszym, smiekałkę.
W szeregach najbardziej zdecydowanych materjalistów stał Marcin Borowicz. Nie mieszkał już wtedy u starej »Przepiórzycy«, lecz gdzieindziej, w roli korepetytora dwu malców, pospołu z kilkoma zamożniejszymi uczniami klas ostatnich. Tam właśnie, na stancji u t. zw. »Czarnej pani«, było gniazdo buckle’izmu. Wieczorem, nieraz do późna w noc, wrzały zaciekłe spory z »metafizykami«, z »idealistami« i »pomidorowcami«, czyli grupą wierną katolicyzmowi. Ileż to szyderstw i obelg zniosły tam »ciemne łby« w rodzaju Kanta, Hegla, Fichtego, Schellinga, którzy, według ulubionej formuły »Balfegora«, zaczerpniętej, rzecz prosta, z »książki« — sami wzbili chmurę pyłu i dziwią się, że on im oczy zasypuje«... Los tych filozofów dzielił prefekt miejscowy, stojąc mimo woli, chęci i zasługi w gromadzie decydujących antagonistów materjalizmu, ramię w ramię z Kantem i Heglem.
Zwolennicy panslawizmu, rusofile par excellence bali się, ze względu na skutki, czytywać Buckle’a ostentacyjnie, albo lekceważyć spowiedź. To też w samem łonie stronnictwa literackiego rusofile materjaliści prowadzili bój z rusofilami »maleńkimi uczonymi« i karjerowiczami. Cała grupa wolnomyślnych pracowała żarliwie. Kwestje poruszone w dziele utalentowanego Anglika rozbudziły umysły klerykowian do tego stopnia, że zaczęto nawet studjować łacinę i grekę, gdyż w dziele i te gałęzie wiedzy były traktowane. Matema-