dranse, a wszystkie wypełnić trudem. Stamtąd, z wyżyny buckle’izmu ani jeden z adeptów nie zstąpił na chwilę do dziedzin wolno-próżniactwa i cenił młódź, bawiącą się tym procederem jako nędzną trzodę. Tak tedy całkowite pochłonięcie sił duszy przez nauki, a raczej przez marzenia i piękne sny o dziedzinie nauk, — oderwało ją od wszelkiego brudu ziemi, dźwignęło bardzo wysoko i szybko a nieodwołalnie uszlachetniło.
Ponieważ znano »książkę« tylko w przekładzie rosyjskim, z natury rzeczy tedy wszelkiego rodzaju terminy naukowe i urobione formuły bardziej ścisłego myślenia przywierały do mózgów w postaci rosyjskiej. Na dysputach wieczornych wszystko, cokolwiek tyczyło się rzeczy »abstrakcyjnych«, wypowiadano między sobą po rosyjsku. Nikt »przekonań« swoich po polsku nie umiałby ze ścisłością wyłożyć. Była to najbardziej zjadliwa forma »obrusienja«, bo dobrowolnie, we wnętrzu własnych czaszek, stopniowo zaprowadzana przez młodzież. Ale nie mogło być inaczej. Młodzież ta łaknęła strawy naukowej, znalazła ją i karmiła się tem, co znalazła. Ogół inteligencji miejskiej umiał jedynie (w największym sekrecie), stękać na »ucisk«, dziwować się, jakim to sposobem można w kraju polskim gramatykę polską wykładać »pa russki«, ale nie był uzdolniony politycznie nawet do założenia dla tej młodzieży czytelni z dzieł naukowych swoich i tłumaczonych, kształcących systematycznie.