łatwo uchylać w prawo i w lewo. Idąc kilka kroków po murku od »dziury Efialtesa«, znajdował się gruby dyl, leżący nad rzeką, po którym z łatwością można było przebywać suchą nogą melancholijne fale topieli. Brzegiem kanału, a dalej na ukos od niego w górę, biegła w górę, biegła między parkanami ku przedmieściu, zamieszkałemu niemal wyłącznie przez żydów, uliczka tak strasznie błotnista i ubrudzona, że wszelkie jestestwo ochrzczone mogło ją zgruntować tylko w zupełnie wiarygodnych, nieprzemakalnych i bardzo wysokich cholewach. Jedynie ósmoklasiści umieli tamtędy skakać po im tylko wiadomych głazach i wzgórkach do Ponte Rialto, przebywać go wśród najgłębszej ciemności i omackiem znajdywać »dziurę Efialtesa«.
Wędrowali tym szlakiem wszyscy, a najczęściej: Zygier, Borowicz, Walecki, Pieprzojad i siódmoklasista — Andrzej Radek. Gdy Gontala wracał ze swych »korep« o godzinie dziewiątej, dziesiątej, wypił na dole »u starych« herbatę i przybył do lokalu, a miał czas wolny, lub chciał zobaczyć się z przyjaciółmi, wówczas zapalał świecę i stawiał ją w oknie. Radek widział to światło, wysoko w górze, niby daleką gwiazdę błyszczącą, ze swego okna strzeżonego przez badyl głogu. Zygier codziennie około godziny dziesiątej zmykał z przed nosa Kostriulewa i szedł, jeśli nie do Gontali, to do Radka. Z tym ostatnim łączyły go węzły przyjaźni na śmierć i na życie.
Ponieważ nie można było rozmawiać w norze Radkowej, gdyż za cienką ścianą podsłuchiwał chlebodawca, czyli dobroczyńca p. Płoniewicz, szli tedy najczęściej w ciepłe wieczory, jeśli nie do Mańka, to dróżką
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/273
Ta strona została uwierzytelniona.