otoczonym z jednej strony przez gęste zarośla grabiny i stary mur, z drugiej przez trawnik i rabaty kwiatowe. Z obudwu stron zbiornika, o kilkanaście kroków jedna od drugiej, stały naprzeciwko siebie dwie kamienne ławki, bardzo stare, wrosłe w ziemię i mające pełno mchu w każdej szczelinie. Jedną z nich na czas przedegzaminowy wziął w niepodzielne władanie Marcin Borowicz. Wbrew przyjętej przez wszystkich jego kolegów metodzie postępowania uczył się sam jeden. W końcu kwietnia i na samym początku maja powtarzał z Zygierem, lecz wkrótce zerwał umowę i znikł wszystkim z oczu. Wiedziano tyle tylko, że co dzień od wczesnego świtu »obkuwa« w parku. Ponieważ zaś każdy z ośmioklasistów zajęty był sobą i przelotną uwagę zwracał co najwyżej na współkowalów z grupy uczącej się razem, — więc o Borowiczu zapomniano prawie. A on tymczasem nie sam się uczył.
Pewnego razu, w pierwszych dniach maja, wyszedł o świcie z kursem historji w ręku, żeby się ocucić po nocy spędzonej nad książką. Mijając park, skręcił w boczną uliczkę z zamiarem napicia się wody ze źródła. Gdy stanął u kresu złotej ścieżki w pobliżu basenu, serce w nim zamarło...
Pod cieniem grabów otoczona książkami, siedziała na kamiennej ławce — »Biruta«. Była to jedna z lepszych uczenic klasy siódmej gimnazjum żeńskiego, panna Anna Stogowska, zwana »Birutą«. Ojciec jej był lekarzem wojskowym, a w całem mieście sławnym karciarzem i łobuzem. Kończąc kursy lekarskie w petersburskiej akademji chirurgicznej, zaprowadził był romansik z córką czynownika, u którego mieszkał, i zmu-
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/287
Ta strona została uwierzytelniona.