stawiała tak rozumnie, tak rozważnie i tak śmiało, ale nie było tam ani jednej, któraby żywiła w sercu podobnie bezbożny wstręt do tego świata, do jego urządzeń i do samego życia. Jedynym krajem, gdzie myśl jej mogła na chwilę wytchnąć, były wspomnienia czasów dzieciństwa, ale tam zakazała sobie chodzić. Czuła przecie, że główną przyczyną upadku męża jest ona, i to dlatego jedynie, że jest Rosjanką.
Gdy się stała Polką i wydarła ze siebie wszystko, co rosyjskie, aż do reminiscencyj i upodobań, przychodził pop i zabierał dzieci, aby je uczynić Moskalami. Miłość dla męża, nie wiedzieć jakim sposobem, stawała się źródłem zła; dzieci, urodzone z tej miłości, przychodziły na świat ze stygmatem przekleństwa. Byli to wrogowie ich ojca, wrogowie jej samej, wrogowie samych siebie. Pragnąc zniweczyć i zmazać ten straszliwy grzech pierworodny, dokładała wszelkich starań, żeby uczynić z nich Polaków, sączyła w ich dusze nienawiść do tego wszystkiego, co w tajemnicy kochała przecie, a mimo wszelkie trudy czytała codziennie w oczach męża wyraz wiecznego i głuchego żalu...
Nadszedł czas, że życie stało się dla niej katuszą nie do zniesienia. Zalągł się w sercu skryty jad, tęsknota za czemś, a Bóg wie za czem, tęsknota, jak pies nienasycony, wiecznie gryząca. Nic było takiej kryjówki, takiego zaułka i schowania w duszy, gdzieby się przed nią skryć było można. Jak mała i słaba mucha która lekkomyślnie siadła na żelaznych szynach i pod kołami lecącego pociągu straciła i skrzydła i nogi, wlokła swe życie, ze zmiażdżonem sercem, ciągle pełzając wzdłuż tej samej drogi.
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/289
Ta strona została uwierzytelniona.