Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/294

Ta strona została uwierzytelniona.

Okiennice, umieszczone częstokroć tuż nad samym chodnikiem, były pozamykane, firanki spuszczone, bramy i drzwi do sieni zatarasowane. Pierwszy brzask spływał z dachów, okrytych nocną rosą, w brudną ulicę i powlekał ją całą bladosinym kolorem. Borowicz stąpał na palcach, żeby nikogo ze śpiących nie budzić i nie zwracać na się niczyjej uwagi. Oczy jego leciały ku szeregowi okien pierwszego piętra starej kamienicy, czepiały się ich, wisiały u zasuniętych storów z szarego płótna... Trafiało mu się stać tam bez ruchu, bez wiedzy, nie wiadomo jak długo, z oczyma utkwionemi w te szyby. Gdy sklepikarze poczynali otwierać swe kramy Marcin z głodnem sercem odchodził stamtąd w stronę parku, który leżał tuż po drugiej stronie połaci domów.
I oto nagle los się nad nim zlitował. Wstępując na placyk przy źródle, zobaczył »Birutę«. Panna Stogowska rzuciła nań okiem z wyrazem niechęci i drgnęła, jakby w zamiarze oddalenia się stamtąd, ale po namyśle, zacisnąwszy wargi, została. Borowicz chciał trzymać książkę przed oczyma i z poza niej patrzeć, ale nie mógł jej udźwignąć z kolan. Teraz przypomniał sobie, że dawniej zdarzało mu się widzieć panienkę, gdy była chudą i mizerną dziewczynką ze srogiemi oczami. Czyż to ta sama? — zadawał sobie stokrotne pytanie, w którem kryła się niezgłębiona rozkosz. Blade liczko stało się teraz twarzą dziewiczą o rysach tak pięknych, jakby to z nich właśnie czerpano wzór do boskich profilów Pallady-Ateny w sztychowanych winetach starego wydania rapsodów Homera. Pod prostemi brwiami błyszczały w mroku rzęs wielkie