Daruje pan profesor, ale to nie są plotki. Wiedzą sąsiadki, na kogo sąsiadka zerka, do kogo wzdycha za dnia i w nocy, a nawet, dokąd zmierza.
Może ona sobie tam na kogo i zerka swem oczkiem podstarzałem i zaczerwienionem, ale zmierza poczciwości do dobrego.
Do dobrego — dla siebie.
E, — niech-no pani Dorotka da spokój! Co panią znowu ukąsiło! Czego? O co?
Pan profesor jest albo wielkie dziecko, albo wielki filut!
Jestem i dziecko niewinne i filut nie ladajaki, — a jednak tutaj nie wiem, co się święci. No, niechże już pani wszystko powie. Do reszty te ploteczki!
Księżniczka kocha się w panu. Ale — co to kocha się. Szaleje za panem.
Szaleje? W mojej obecności była zawsze, chwalić Boga, przytomna. A pani skądże wyszperała tę pewność, że ona tak »szaleje«?