Od niej samej.
Od niej samej! Przynajmniej źródło solidne.
A widzi pan!
I to tak jest w tym pięknym niewieścim świecie: skoro tylko jedna w kimś tam zakocha się »szalenie«, zaraz cwałuje do drugiej i opowiada jej pod największym sekretem, do ucha wszystko od góry do dołu. A ta druga...
Nie jest to tak bezmyślne i tak groteskowe, jakby się z wierzchu wydawać mogło. Czasem w tych wywnętrzeniach jest przebiegłość nieopisana, chytrość zaiste dyabelska i plan, plan, na daleką zakreślony metę.
Et! Co to tam może być za plan, zakreślony na taką, — żal się Boże! metę, jako ja, w jednej osobie docent i fizyk?
A przecież władczyni tych włości, księżniczka, pani z panów wydałaby się z rozkoszą za tegoż docenta.
Co za kpiny! Nie, — tu już pani przegrała swą grę.