Otóż ta druga moja dusza powiedziałaby mi odrazu; — te, docent! — wszystkie te majątki trzyma w garści administrator Bęczkowski, czy jak mu tam, i ciebie, ewentualnego księcia małżonka, będzie trzymał w garści.
Pana-by kto utrzymał w garści!
Dziękuję za dobre słowo, ale swoją drogą ja i teraz jeszcze nie wiem, czemu pani tak bardzo boleje nad mojem ewentualnem wyjściem za księżniczkę?
Bałam się w istocie, bo pod wpływem bogactw mógłby się pan zmienić. Zmieniłby się pan napewno. Przestałby pan być sobą, sobą samym, naszym profesorem, naszym prorokiem, naszym dobrym zwiastunem, — tem, czem pan jest, — ruchem w bezczynności, pędem w zastoju, głosem w ciszy, świetlanym gońcem ze świata do kraju jałowej nudy.
Patrzcie, jakie to ja mam przymioty! Fiu-fiu... A gdzie też to pani wynalazła takie przymiotniki: świetlany ten, oczywiście, goniec — i te inne? Czy to na lekcyach gramatyki, u Ciekockiego? Pani Dorotko?
Gdzie znalazłam?