Po cóż pan przychodził na tę tu smutną, pustą wieś, gdzie się nic nie dzieje, gdzie się życie pospolite, jak młyńskie koło obraca? Po co pan przyszedł ze swemi cudnemi oczyma, ze swym radosnym uśmiechem, z tą głową owianą, wiecznie nowemi myślami? Po co? Wstąpił pan na to jałowe pastwisko codzienności mego życia i chce pan, żebym ja pana nie dostrzegła, nie zauważyła?
A więc to z nudów?...
Tak, z nudów. Z dukania miesiącami, kwartałami, półroczami chłopskich dzieci — a, be, ce, de... Przez całą mroczną, dżdżystą jesień... To z krótkich, szarych dni zimy, kiedy się nic nie przydarza, tylko rozmowa o drożyźnie, o mleku, chlebie, cukrze i mięsie, o bieliźnie i obuwiu, o nafcie i ubraniu. To z tego.
Rozumiem. Ja jestem dobrym przewodnikiem, odprowadzającym nadmiar sił duszy tam, daleko... (Łagodnie) A to panią napadło jeszcze w zeszłym roku, czy dopiero teraz?
Jeszcze w zeszłym roku. Jak tylko pan przyjechał. Jakem pana zobaczyła..
Róbże tu z takim materyałem oświatę!