Oho — nawet już z łańcucha.
Tak, z łańcucha! Jak pies, przykuty do miejsca! Mogłabym przecie...
Śmiało, śmiało!
Miałam już takie chwile w ciągu ubiegłej zimy. Gdy mię opętała najostateczniejsza niecierpliwość, mówiłam sobie: jest jeszcze jedno wyjście...
A jest jakieś wyjście...
Jest takie wyjście: zabrać się, tak jak stoję, dziecko na rękę, pójść na stacyę, pojechać tam i usiąść, jak żebraczka na pańskim progu.
Na moim progu? Biada! Najprzód ja nie mam żadnego progu, bo w warszawskich mieszkaniach progów niema, więc usiadłaby pani na schodach. Ja zaś mieszkam z kolegą we dwu klitkach...
Widzi pan, coby to był za skandal!
Skandal byłby nie ladajaki. Te kursy zostałyby rozbite, gdyż powiedzianoby nie bez słuszności, że to ja sobie tutaj romansidło sfundowałem.