kłączów, z karjerowiczów i prostaków, z leniwców i oślaków wytworzył pan zastęp świadomych pracowników, hufiec entuzjastów, grono badaczów...
I tak dalej i tak dalej...
Wymienię panu Grzegorza Zielonkę, Pawełka Smalskiego, Ryka, Władka Wronę... Każdy z nich, to w swoim światku Przełęcki w miniaturze.
No — wjęc co? Tęgie chłopaki! Niech im Bóg da zdrowie i wszystko dobre!
Czy ta cała czereda pańskich słuchaczów byłaby tem, czem jest, gdyby nie pan? To pan swemi wykładami o tajemniczych, wielkich odkryciach, o potężnych naukach porwał ich za sobą. Ta cała młodzież — to jest pan. Za pana, za pańskie imię każdy z nich gotów umrzeć. Pan jest ich bożyszczem. Bo pan wyciągnął swe ręce nad nimi i duch mocny z rąk pańskich na nich spłynął.
Mówiąc mniej kwieciście, a bardziej zgodnie z istotą rzeczy, ja jestem fizyk, obdarzony zdrowiem i trochą energji, oraz zmysłu organizacyjnego, a oni nauczycielami ludowymi, żądnymi poduczyć się nieco — za darmochę.