I nic. Posłaliśmy z panią Smugoniową konie na dworzec. Pan Smugoń pojechał.
Pan Smugoń pojechał? Dobre sobie! My wszyscy siedzimy tutaj, a pan Smugoń pojechał. Trzeba było, żeby ktoś z nas pojechał!
Wszyscy powinniśmy byli pojechać na stacyę!
Powinniśmy byli nie tylko pojechać, ale rozstawić się szeregiem na kilometr przed stacyą i powiewać chustkami do nosa. Nie zrobiliśmy tego. Zaniedbaliśmy się w naszych obowiązkach. Trudno.
Kpinki kpinkami, a co się komu należy, to mu trzeba oddać. Za zaborców, — gdyby jakiś tam minister przyjeżdżał, toby wszyscy podwładni istotnie stali w szeregu, trzymając »ruki po szwam«. Jak swoja władza, to zaraz i swojskie kpinki.
Swoja władza! Swoja władza!
Tylko, proszę cię, Przełęcki, bez tych tam!...
Ciekawym, co to miało znaczyć — »swoja władza!...«