Tamtego nie tknęli. To jest nie można powiedzieć żeby wcale, bo i mnie się dostało, zaczynając od karku. Ale takie faramuszki się nie liczą. Lecz on zbierał książki, miał wspaniałą bibliotekę, gdzie ja się właśnie przyczaiłem. Tom w tom był oprawny w białą skórę...
Jeżeli skonfiskowali owe książki i zabrali je do swej biblioteki wiejskiej, to, ostatecznie...
Jasiu! Wciąż kulą w płot. Chłopoman, oprócz biblioteki, miał znakomitą zarodową oborę, jakieś tam szwyce, więc kmiecie ukraińskie spędziły owe krowy i buchaje na dziedziniec. Każdej sztuce okręcili łańcuch około karku, koniec łańcucha przerzucili przez konar wielkiej lipy, podciągali viribus unitis każdą sztukę w górę, a pod tylnemi racicami i polędwicą rozpalili wielkie ognisko.
Piekli żywą pieczeń. Niezła anegdota.
Chłopomana przymusili, żeby siedział w ganku i patrzał na tortury jego dobytku. Tylko tyle. W oczach mu podswędzali i urządzali całopalenie owych szwyców, aż do skutku.
Jeszcze nie widzę najluźniejszego związku z biblioteką w białych oprawach z cielęcej skóry.