wia: już Porębiany runęły na wieki. Już stara krzywda w gruzach leży.
To jest legenda twoja. Takiej legendy nie było i niema.
A teraz oczy ludu z najdalszych wsi zobaczyłyby znowu dach na ruinie, nowe okna, nowe drzwi, nowe schody. Światła w oknach! Biada!
Zobaczyłyby pańskie światła w narożnej wieży!
Czerwona latarnia kolegi ostrzegałaby ich przed burzą!
Nie! Zobaczyliby przedewszystkiem: stary zamek ożył znowu! Przypomnieliby sobie klechdy straszne pradziadów i prapradziadów, klechdy swe własne, których Ciekockiemu nie opowiedzą, — jak to wojewoda siec ich kazał rózgami, a kasztelan w najgorsze mrozy i burze pędził po tej nagiej ziemi. I tę wskrzeszoną ruinę mieliby wciąż w nienawistnem oku. Czatowaliby, czekaliby z utęsknieniem na chwilę, żeby ją nanowo zgładzić.
Zapobieglibyśmy tej nienawiści naszą pracą. Ja się znam na legendach ludu. Ja je wszystkie umiem na