tucyi polskich. Przychodził pilnie na posiedzenia, stąd moja z nim znajomość.
— Ależ tak! I teraz przecie to filar „Pomocy“ i „Pracy“. Dobrodziej, filantrop, opiekun — cha-cha! Jakie sześć, siedem milionów — i to serce poczciwe, te litościwe oczka między dwoma wzgórzami nosa... Otóż panie, to jest właśnie człowiek, który wiele może. Ten ma stosunki!
Nienaski rozumiał, że ów Czarnca pozbywa się go w ten sposób. Rzekł spokojnie:
— Bardzo byłbym wdzięczny, gdyby szanowny pan ułatwił mi przystęp do pana Ogrodyńca.
— Nic łatwiejszego! Zaraz napiszemy list, który pan wręczy dziadziusiowi osobiście. Co do mnie, będę czuwał, będę miał w pilnej uwadze pańskie aspiracye i dążenia. Proszę mi wierzyć! — mówił z brwiami majestatycznie wzniesionemi.
— Bardzo dziękuję!
— A więc piszemy...
Inżynier Czarnca rozwarł wspaniałą tekę i począł pisać list. Układał go bardzo długo, głęboko myśląc nad treścią. W trakcie wystosowywania tego listu petent obmyślał i formułował pewne pytanie, z którem tu przybył. Było ono równie ważne, jak kwestye już poruszone. Stało za wszystkiem, jak niejasny obłok nadziei. Gdy inżynier kładł adres na niezaklejonej kopercie, Nienaski spytał:
— Czy szanowny pan nie spotykał przypadkiem w ciągu ostatnich lat na paryskim bruku niejakiego pana Granowskiego? Jegomość to starszy, wykwintny...
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/038
Ta strona została przepisana.