Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/077

Ta strona została przepisana.

— Jakto, przyszła do pani?
— Skądżebym mogła wiedzieć, że ona pana mianowicie szpieguje, gdyby się do mnie nie zgłosiła? Przyszła i rozpytywała długo, szczegółowo i natrętnie, kiedy pan wychodzi, o której porze, godzinie i minucie, jakiemi drogami udaje się pan do miasta, — gdzie pan bywa, u kogo, kto u pana... Z temi samemi pytaniami przychodził przedtem ów młodzieniec, o którym mówiłam. Tak samo rozpytywał mię najszczegółowiej, nadewszystko o to, którędy pan chodzi do miasta, któremi ulicami...
Te wiadomości zastanowiły Ryszarda. Rozmyślał nad tem, kto też może go tutaj tropić. Tutaj! Było to śmieszne. Jakaś mistyfikacya, czy pomyłka. Nie przedsiębrał nic politycznego, nie widywał się z żadnym człowiekiem politykującym. Lecz skoro znano jego nazwisko, nie mogła to być pomyłka co do osoby. Śledzono przecie lege artis. Raz jeszcze wyjrzał na ulicę i przypatrywał się „Niemce“. Istotnie, defilując po chodniku, albo stercząc widomie na rogu, dziewuszysko to raz w raz rzucało oczyma w jego okna, albo oglądało się na drzwi wejściowe. Była to pucułowata, piegowata, z małym, zadartym noskiem i niebieskiemi oczyma — typowa „Niemka“, skądś, z „ostziejskich prowincyi“. Bardziej jednak niepokojąco zarysowywał się problemat owego młodego Francuza. Nienaski rozpytywał o niego szczegółowo. Okazało się, że jest to młody człowiek, lat dwudziestu trzech najwyżej, elegancki, porządnie ubrany, jednem słowem — młodzieniec z dobrej sfery. Co do Niemki, to właścicielka hotelu nadmieniła, że ta wystaje tutaj oddawna.