Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/098

Ta strona została skorygowana.

brunet, modnie ubrany i ogolony. Zlekka uchylił kapelusza i coś do niej zagadał. Spojrzała na niego uśmiechnęła się po swojemu, lecz nic nie odpowiedziała. Odeszła stamtąd. Ów zaczepnik kroczył obok i mówił do niej bez przerwy. Idąc teraz bulwarem, pełnym strojnego tłumu — nie wiedzieć — posuwała się w jego towarzystwie, czy oddzielnie? Mówiła do niego, czy milczała? Ryszard zbliżył się i, we wściekłości swej, chciał zobaczyć. Lecz tłum przeszkadzał, dzielił, odtrącał. Nieszczęśliwy widział tę zagadkę, dwoje idących przed sobą, wciąż razem. Nareszcie spostrzegł, że ona tamtemu odpowiada i że z nim rozmawia. Na rogu tej drugiej męczeńskiej ulicy, przed kawiarnią de la Paix młody ów człowiek skinął na automobil, a gdy ten podjechał — zapraszał Xenię uprzejmym gestem do wnętrza. Ona z tym samym śmiechem na ustach skinęła głową i przemknęła się wśród zwartego szeregu pojazdów w ruchu — na drugą stronę ulicy. Z okrągłego tarasu, wzniesionego na środku placu opery, obejrzała się na swego napastnika, który przy otwartym samochodzie bezradnie pozostał, i pognała szybko dalej. Nienaski bez tchu biegł za nią w potoku ludzkim. Modlitwy, błagania, jęki obłąkane ku niej rwały się z pomiędzy jego zeschniętych warg. Błogosławił ją za ten krok, obejmował oczami, unosił na swych westchnieniach, jak na ręku. Śmiał się, dusił z radosnych wybuchów:
— I cóż strasznego! No, i cóż tak złego zrobiła! Zaczepił ją świszczypała? Alboż nie zaczepiłby każdej pięknej i samotnie idącej dziewczyny na tej ulicy? Mówiła z nim? A któż to wie, co mu powie-