Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/099

Ta strona została skorygowana.

działa? Może jej słowa były równie dowcipne, równie przepyszne, niezrównane i uczciwe, jak ten narożny uczynek!...
Lecz jego radość miała być znowu wystawiona na ciężkie próby. Na bulwarze Włoskim co chwila Xenię zaczepiano. Grupy birbantów, hulaków, kawiarnianych włóczykijów, myśliwców polujących na kobiety — wprost zatarasowywały jej drogę, albo ją goniły zaczepkami, epitetami, wezwaniami... Szła wśród nich wszystkich, snać przywykła do tych metod i obyczajów, lubująca się w tych objawach łacińskiego wesela. Widział to i czuł, że jej czarujący, nieustępliwy uśmieszek należy do tego świata hulaszczego, że jest wrodzony jej, nieodzowny, niezbędny — że jest tonem, który powstaje między smyczkiem i strunami. Jej młodość, piękność, wesele, tryskające ze zdrowia, żądza miłości i zabawy, użycia i poznania — oraz ta najludniejsza, najwykwintniejsza ulica w Paryżu!... Cóż mogło być między tą ulicą — i nią? — Nic. — Zaprawdę — nic! Jakaż to siła miała ją odtrącić od morza zbytku, wystawionego w oknach, od otchłani najciekawszych dla kobiety przedmiotów, od strojów, zabawek, połysków, od muzyki, tryskającej uwodzicielsko, z za drzwi kawiarni, od tajemnicy rozkoszy i przepychu, kryjącej się z lubieżną bezwstydnością za tymi murami? Miałże ją może odgradzać on sam. głuchoskryty cierpik, Ryszard Nienaski? Cha-Cha! Społeczny majsterek do wszystkiego — doktór wszech-rzeczy po łebkach — fiksat, zbawiający świat współczuciem i palpitacyami serca — jegomość, który szczęką własną chciałby podgryźć