koszem, otaczającym bulwarowe drzewo, śledził je uważnie. Wrażenie, jakie wywierały na męską część przechodniów, było teraz zdwojone. Oglądano je, podpatrywano w świetle witryn. Skręciły w jedną z ulic, prowadzących w kierunku góry Montemartre i szły powoli. Wnet zjawił się obok nich jakiś cylindrowiec, wszczął rozmowę i swobodnie ją prowadził. Kroczył obok Xenii. Ona paplała z nim z żywością, śmiała się, zanosiła od śmiechu...
Nienaski, patrząc na to misteryum, mijał place, ulice, miejsca dla płuc jego ciasne lub wolne — szyny tramwajowe, sklepy, zionące światłem i ciemne sienie, sztachety ogrodów i mury kościołów... Straszliwe przeżywał chwile. W sercu niósł śmierć. W oczach wielorakie zewnętrzne połyski i wewnętrzne koła krwawe. Ach, nareszcie skończyła się ta droga! Zatrzymały się przed jakąś bramą. Pan w cylindrze certował się przedziwnie długo z obiema. Gdy one znikły w bramie, wszedł za niemi. Ryszard dowlókł się do tejże bramy i zobaczył na niej oświetlony numer — 23. A więc — o cóż chodzi? — był u celu swych marzeń, u końca pragnień! To tu. Zajrzał w głąb dziedzińca... Tak, wszystko ściśle wierne... Chodniczek, przecinający ów dziedziniec...
Xenia szła po tym chodniku na przedzie, za nią ów pan w cylindrze, na końcu dama z wielkiemi strusiemi piórami. Oto ucieleśnione marzenie. „Ujrzeć ją, zdaleka zobaczyć!“ Toż patrz! Znikli w sieni. A więc nareszcie — nareszcie rozwiązanie zagadki! Z supła targań, zaplątań, skrętów — nie zostało nic. Nie było potrzeby słuchania przez szybę. Rzecz jest
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/102
Ta strona została skorygowana.