bez kapeluszów i w strojach bynajmniej nie balowych. Niektóre z nich przyszły były z dziećmi, które już spały na ławach, we wgłębieniach krypty. Większość panów nosiła szczególne uczesanie włosów. Jedni z nich mieli jakieś filutki, pozakręcane na czole w kształt litery S, inni przystrzygali grzywki w sposób zabójczo kokieteryjny. Płci męskiej było znacznie mniej, niż niewieściej, tak dalece, że na jednego kawalera wypadało kilkanaście dam. Kobiety tańczyły z kobietami, czemu panowie przyglądali się z daleka. Tylko kiedy niekiedy jakiś kawaler raczył przetańczyć z wybranką siarczystego walca, lub jakąś odmianę polki. To też płeć piękna zachowywała się agresywnie wobec mężczyzn, którzy mieli miny wyczekujące, wyzywające i w każdem zdarzeniu zwycięskie. Xenia i jej towarzyszka siedziały w pobliżu wejścia. Ściągnęły na się uwagę tancerzy i biesiadników. To ten, to ów młody tygrys przechadzał się obok tych pań, ujarzmiając je wzrokiem. Wszyscy goście tej sali byli to niby weseli, co się nazywa. Ale wesołość ich była ponura i jakaś złowieszcza. Pili dużo. Zjadliwy dowcip tryskał z ich zdań, które się dawały słyszeć, z uwag o kobietach, które to uwagi bez ceremonii wygłaszali. Nienaski, patrząc na to widowisko, poczynał rozumieć, że już na zawsze rozstał się z Xenią, i coś, jak gdyby pociecha, wpływało do jego serca. Myślał nad tem, że ona kontynuuje swe pasye warszawskie: poznaje życie. On tych przymiotów, jakie ją zachwycają i muszą porywać, nie posiadał. Nie umiał się bawić, bawić tem, co jest, byle czem, jak ludzie i jak ona. Przeciwnie — ten niegdyś skład
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/116
Ta strona została przepisana.