na prawo do pokoju, w którym paliła się również lampa elektryczna, umieszczona na biurku. Pokój był wesoły i ładny. Nie było w nim nikogo. Rozłożona książka przy lampie świadczyła, że Xenia jeszcze przed chwilą czytała. Łóżko jej było dotąd nierozebrane, więc nie kwapiła się do snu. Nienaski powiódł oczyma po tym pokoju wokół — wokół...
— Dlaczego pan nie przychodził? Dlaczego pan wtedy nie przyszedł? Co pan ze mną wyrabia?
— Wyjeżdżałem z Paryża na kilka dni w interesach. Musiałem wyjechać. Wróciłem dopiero przed chwilą...
Popatrzyła mu w oczy z szyderstwem, niemal ze wzgardą. Skrzywiła wargi i mruknęła:
— Chciałabym wiedzieć, poco są i dla kogo te wybiegi. Ja przecie doskonale wiem, że pan nigdzie z Paryża w tych dniach nie wyjeżdżał.
— Skądże to pani wie?
— Mniejsza o to, skąd wiem. Więc wyjeżdżał pan z Paryża?
— Tak.
— A mnie składa pan wizyty o godzinie dwunastej w nocy? Niechże pan siada.
— Dziękuję. W istocie, teraz dopiero zoryentowałem się, com ja zrobił. O tej godzinie przyszedłem do pani, z wizytą!
— No, cóż tam! Nie będzie pan długo siedział. A mnie dobre i to!... — westchnęła z właściwą jej łobuzeryą.
Usiadła na małym fotelu i wskazała mu ręką drugi. Lecz on podziękował z ukłonem. Oparty o gzems
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/119
Ta strona została przepisana.