Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/134

Ta strona została skorygowana.

Przybywszy tego wieczora do domu, zastał pilny list pneumatyczny, który nań czekał już od sześciu godzin. List był od sekretarza Ogrodyńca, wzywający do natychmiastowego przybycia. Było już późno, a jednak Nienaski zdecydował, że trzeba jechać. Zbiegł do kolei podziemnej i przed dwunastą był na miejscu. Gdy mu drzwi otworzono, ów sekretarz, młody Francuz, oświadczył, iż Ogrodyniec nagle bardzo ciężko zachorował, i że kilkakrotnie pytał, czy „monsieur Nienaski“ przybył. Wpuszczony do pokoju sypialnego, Ryszard znalazł Ogrodyńca w postaci masy nieruchomej, zanurzonej w puchy pościeli. Starzec był bardzo zmieniony. Oczy miał zakryte powiekami, wargi niemal czarne i pół otwarte. Niewiadomo było, czuwa, czy śpi, czy może nawet nie żyje. Ale lekarz, drzemiący w głębokości fotela, ocknął się i dał znak, że życie nie wymknęło się jeszcze z tej trupiej powłoki. Po długiem, godzinę trwającem oczekiwaniu zebranych, chory poruszył głową, a nawet usiłował ją dźwignąć. Lecz ta głowa we wgłębieniu poduszki toczyła się bezwładnie, jakby była przywiązana na sznurze. Mimo to ciemnie powieki dźwignęły się, obwisła dolna warga powściągnęła i usta coś z cicha wymawiały. Sekretarz, z nabożeństwem schylony nad swym chlebodawcą, skinął na Ryszarda. Ten nachylił się nad pościelą i usłyszał słowa z trudem wyrzeczone.
— Nienaski? Czy jest Nienaski?
— Jestem tutaj... — rzekł Ryszard głośno.
Coś, jak gdyby uśmiech, prześliznęło się po grubych fałdach i przegubach twarzy. Znowu słyszeć