Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/138

Ta strona została przepisana.

— I twórz to nowe twoje... marzycielskie... życie...
— Jakto? Ja?!
Starzec uśmiechnął się po raz ostatni z dumą, wyniośle:
— Żebyś nie powiedział, że cię giełdziarz Ogrodyniec.. w pole wyprowadził i... oszukał...
Nienaski trzymał w ręku ową wielką kopertę, niezdecydowany i wstrząśnięty do gruntu. Ogrodyniec rzekł po francusku do obecnych:
— Wszyscy zaświadczyć mają, żem ja przytomnie i w pełni rozumu własną ręką dał testament memu krewniakowi, panu Nienaskiemu.
Po chwili jeszcze raz westchnął i dorzucił:
— Nie jemu, lecz przez jego ręce... mojej ojczyźnie...
Młody sekretarz przechylił się poprzez metalową poręcz łóżka i zapytał chorego:
— Mamy zaświadczyć wobec kogo?
— Wobec sądu... — mruknął twardo.
Po pewnej chwili zapytał znowu z niepokojem:
— Czy nie przybył pan Czarnca?
Usłyszawszy przeczącą odpowiedź, skierował oczy na młodego lokaja Witolda i rzekł do niego po polsku:
— Ty masz obowiązek o tem samem, w razie potrzeby, zaświadczyć w kraju, iżem, zdrowy na umyśle, majątek mój przekazał panu Nienaskiemu. Pojedziesz tam z panem Nienaskim. Czy będziesz tak świadczył?
— Będę... — rzekł tamten twardo i zimno.
Nos chorego bezsilnie utknął w poduszkę i warga