Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/150

Ta strona została przepisana.

— Niewątpliwie. Przecież jestem kobietą! — mówiła baronowa z oburzeniem.
— Ach, tak!...
— Ta ręka nie należy do nikogo...
Nienaski chichotał wewnętrznie, jakby był brzuchomówcą. Patrzał na to zbiorowisko ohydy i przemyśliwał nad tem, czy nie ma jakiego znajomego, któryby chciał pojąć za żonę tego trupa. Przebierał w myśli różnych „bizonów“ i na żadnym nie mógł się zatrzymać. Podniósł oczy na tarczę starego zegara i zobaczył, że blizko jest czwarta. Wstał tedy i rzekł:
— Nie tracę nadziei.
— Już jest stracona.
— A gdybym też przybył tutaj w towarzystwie rycerza, który byłby szczęśliwy, mogąc podnieść oczy aż do wysokości tej ręki...
Spojrzał, mówiąc to, na pokrzywioną łapę i doznał czegoś, jakby napadu torsyi w czasie chloroformowania. Baronowa bawiła się swym wachlarzykiem, patrząc na gościa źrenicami, które zdawały się, jak u bazyliszka, z orbit wychodzić. Ryszard ukłonił się zdaleka, żeby nie dotknąć indyczej łapy. Wiedział, że ta stwora połknęła haczyk i że będzie czekała na zapowiedzianego rycerza. Postanowił też wyswatać ją za jakiegoś draba, który namówiłby babsko do przystąpienia do spółki w celu nabywania terenów krakowskich.
Zbiegł ze schodów, dopadł automobilu (tak!) i pomknął do Xenii Czekała na niego. Była w wolnym szlafroku różowego koloru. Pierwszy raz widział ją taką, bez obcisłej sukni. Była zajęta pisaniem pil-