Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/153

Ta strona została przepisana.

— Jutro.
— Ach, jak to dobrze! A do papuchy w sobotę — zgoda?
— Zgoda.
— Zły czegoś dzisiaj architekt.
— Nie.
— Przecie widzę. Roztrząsa na swych widłach moje grzechy.
— Nie.
— Powiem panu, com sobie kupiła, to się pan rozweseli. Bo już po prawdzie, taka byłam obdarta!
— Niech pani powie.
— A kiedy nie można. Gdyby nie ten przeklęty wstyd dziewiczy, tobym powiedziała. Różne rzeczy.
— Tylko bez nieprzyzwoitych cytat!
— Tu w tej szafie leżą?
— Co „leżą“?
— No, te kupione cytaty.
— Nie nudzić mię! Takbym dziś gdzie poszła z tym bliźnim rodakiem!
— A gdzie?
— A bo to sensat poszedłby ze mną?
— Jeszczeby też?
— Mój złoty!
— „Złoty“ — mówił ze łzami przemocą wstrzymanemi, ze łkaniem, zduszonem w gardle. — „Złoty“, nim się na nic zedrze.
Zaczęła mu się przypatrywać, zlekka mrugając powiekami, coś kombinować, wspominać. Żywa jej pamięć i bystra inteligencya schwyciła te aluzye i odnalazła ich źródło.