lerza na czysto. Po skończeniu obiadu stała się wesoła i rozbawiona jak pensyonarka. Przedrzeźniała swego towarzysza i udzielała mu bezpłatnych lekcyi wesołości. Raz wraz patrzyła na godzinę, czy nie pora już do teatru. Ponieważ dużo jeszcze było czasu, Nienaski prosił, żeby zajść do jednej z sąsiednich kawiarń, gdzie była o tej porze dobra muzyka. Istotnie, tam czas biegł szybciej, niż gdziekolwiek, lecz tylko Xenii. Bawiła się, strzelając oczyma na wsze strony, dźwigając z miejsca (z przymusem do wdzięcznych póz) cielska, kadłuby i ciała męskie, ciągnąc ku sobie i za sobą oczy i ślepia, uśmiechy zachwytu.
Przed dziewiątą wyszli pośpiesznie do teatru zwanego Royale, w bocznej od bulwaru ulicy. Kupili bilety, te „tańsze“, w jednym z pierwszych rzędów. Xenia była uszczęśliwiona, jak wychowanka klasztoru, wzięta na balet. Teatr ów był niewielki, lecz bardzo ładny i elegancki. Xenia objaśniała swego prowincyonalistę, że bywają tam najbogatsi rentyerzy, najstrojniejsze damy i że można w tej sali widzieć najwyszukańsze precyoza. W istocie, w najbliższej parterowej loży siedziała dama bajecznej powierzchowności, jasna blondynka, z nieskazitelnie regularnymi rysami i o subtelnym wyrazie twarzy. Na głowie miała strój z pereł, czepiec obszerny — jak zapewniała Xenia — bezcennej wartości, na szyi brylantowy pendentif. Ów medalion, połyskujący szatańskimi blaskami wśród piersi na pół odsłonionych, był prawdziwie urzekający. Nienaski pierwszy raz w życiu swem zobaczył brylanty: ich blask, wdzięk,
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/160
Ta strona została skorygowana.