Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/169

Ta strona została przepisana.

miał otwarte kasety u najwybitniejszych jubilerów. Któż mógł przypuścić? Kto?
Nienaski potwierdzał skinieniem głowy. Ojciec Xenii nie dał sobie przerywać. Jak wszyscy więźniowie, zapomniał o świecie, przejęty tylko swą sprawą.
— Czyliż podobna przypuścić, żeby żadna na ziemi policya nie była w stanie wytropić tego łotra?
— Będziemy o tem mówić z adwokatem. Przyjadę w tych dniach. Będziemy o tem mówić szczegółowo!
— Dowiedz się pan o dniu permisyi.
— Będę u naczelnika. Zresztą adwokat to wyrobi.
— A którego pan zamierza? — z namiętnym błyskiem w oku — pytał Granowski.
— Znam tu jednego, z którym mię los zetknął...
Dozorca powstał, przeciągnął się i dał znak, że wizyta jest skończona. Xenia rzuciła się w objęcia ojca.


Wskutek ciągłych błagań, gróźb, kłótni, nastawań, Xenia zgodziła się wreszcie opuścić pokój u pani Neville i przenieść się do pensyonatu na ulicy Notre-Dame de Champs, niedaleko od mieszkania Ryszarda. Był to zwykły pensyonat francuski, pełen cudzoziemców. Mieścił się w dużej kamienicy, której okna wychodziły na tę zaciszną ulicę. Xenia miała pokój dość ładny, długi, ze staremi wygodnemi meblami. Ryszard bywał u niej codziennie. Zajęci byli obydwoje sprawą starego pana więźnia. Jeździli do adwokata, do sędziego, do prokuratora, na ulicę Arago