Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/172

Ta strona została przepisana.

dosom, obieżysasom i bezdomnym. Zapłacę nawet procenty“...
Zatopił się w tych myślach, w ich rozgałęzieniach, widłach i zaułkach. Słuchał przejmującej muzyki i na jej skrzydłach leciał w daleki świat. Gdy koncert skończył się, przez chwilę trwała rozmowa, złożona z komplimentów i zachwytów, jak to zwykle bywa. Później zaczęto rozchodzić się. Nienaski odprowadził Xenię do jej pokoju i siedział tam jeszcze z pół godziny. Raz nałożywszy na się przymus, trzymał go się z uporem waryackim. Rozkosz bezmierną sprawiał mu każdy pocałunek, a odmawiał sobie nawet pocałunków. Tego wieczora Xenia była w złym humorze. Mówiła, że jest trochę niezdrowa i że zaraz się położy. Wobec tego pożegnał ją i wyszedł. Gdy o jakiejś godzinie pół do jedenastej biegł z bramy pensyonatu, kierując się w ciemną uliczkę, najbliższe przejście na bulwar i do domu, — rzuciwszy przypadkowo okiem w głąb krętej Notre-Dame de Champs, zobaczył w świetle dalekiej latarni, na chodniku, połyskującym od deszczowej wilgoci, postać damy w dużym kapeluszu z obfitem strusiem piórem. Złe przeczucie ukłuło go w głębi serca. Mróz przebiegł po kościach. Ryszard przyczaił się w załamaniu starego muru i czekał w zupełnej ciemności. Strojna, czarna dama szła w jego kierunku. Minąwszy dom, w którym mieścił się pensyonat Xenii, znalazła się znowu w świetle latarni. Nie było wątpliwości: — madame Neville. Zawróciła z powrotem w dół ulicy. Później cofnęła się znowu. Nienaski wiedział już, że czyha, czy czeka na Xenię. Nastąpił w nim jakiś