Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/182

Ta strona została przepisana.

klęte, pełne cierpień, — później nagie, bezlitosne pole. Ile minęło godzin tego chodu, Nienaski nie wiedział. Szedł nie po ziemi, lecz wskroś wrogich zjawisk, poprzez postaci bytu w spisku trwające od wieków przeciwko samotnej duszy. Przebywszy jakieś ośm kilometrów drogi, trafił na zatokę, na wielkie wille ciemne i pozamykane, jak w Royan. Znał mapę tych miejsc, gdyż miał tu przecie swą posiadłość. Domyślił się, że jest w tak zwanem Bureau, czyli Saint-Palais-sur-mer. Droga zniżyła się w wąwóz i zaprowadziła nad nizki brzeg, pełen głębokiego piasku, gdzie ryczało morze. W tem miejscu świeciło się w jakimś niewysokim budynku. Ryszard przybył do nizkich drzwi i otwarł je. Stał na progu jakiejś „buvette“, gdzie przy butelce siedziało kilku mężczyzn. Powitały go ciekawe i zdziwione wejrzenia. Zapytał, czy nie mógłby znaleźć tutaj noclegu. Przybliżył się do niego człowiek ugrzeczniony i po francusku gładki z oświadczeniem, iż może nocować tutaj, gdyż to właśnie hotel, jedyny zimą, w tej miejscowości. Zapalił świecę i poprowadził na górę po wązkich, czystych schodkach. Nienaski miał wrażenie, że tu jest jego kres. Coś tutaj być winno. Tu właśnie... I przewijało się senne pożądanie, żeby to już nadeszło!
Gospodarz hotelu zlekka go badał, skąd przybywa, lecz nie wiele się dowiedział, oprócz tego, że z Royan. Przygotował posłanie, zostawił przy niem szklankę grzanego wina, światło — i oddalił się. Nienaski upadł na łóżko i leżał na niem z otwartemi oczyma, patrząc na drganie świecy. W pobliżu morza grzmiało. Z daleka nadciągał wzmagający się mia-