Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/194

Ta strona została przepisana.

którego widziałam w towarzystwie mej młodej przyjaciółki. Nie chcę dodawać, że pańskie zachowanie się, charakter i honor kazały mi do niego zwrócić się teraz.
— Dlaczego?
— Panna Granowska pochodzi, jak wiem, bo mi to opowiadała, z dobrej rodziny. Dopóki u mnie mieszkała, byłam jej opiekunką...
Ryszard skłonił się z uśmiechem.
— Tak. Powtarzam to. Dopóki ta młoda osoba u mnie mieszkała, wiedziałam o każdym jej kroku. Bawiłyśmy się. Być może — dodała z pogardą, wydąwszy ładne wargi — że moje towarzystwo nie było odpowiednie dla tej panienki. Być może nawet, że niejedno złe wsączyłam w to młode serce, do niejednej złej myśli popchnęłam swym przykładem. Tak. Ale wiedziałam, co jest.
— To pani zaprowadziłaś pannę Granowską do Maxime’a? — spytał Nienaski grzecznie, ściskając zęby, żeby nie puścić przez nie potoku polskich złorzeczeń i zniewag, które w nim wrzały. Neville zaczerwieniła się, co zobaczył z pewnem zdziwieniem.
— Tak. To ja ją tam zaprowadziłam. Było to dzieciństwo jej marzeniem, jej upragnioną eskapadą. Tak przecie pragnęła zobaczyć, co też tam jest w nocy u owego Maxime’a, że niepodobna było oprzeć się. Nie miałyśmy nikogo, ktoby z nami tam mógł pójść... Trafił się wreszcie dawny znajomy, łysy oślina, który się jeszcze po świecie wałęsa. Wywabiłam Xenię odręcznem pismem, gdyż już wtedy u mnie nie mie-