Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/200

Ta strona została skorygowana.



CZĘŚĆ DRUGA.

Mżył deszcz jesienny i zanosił widnokrąg. Role były rozmiękłe. Brózdami ciekło szkliwo wilgoci, sącząc się do rowów. Bezlistne i obmokłe drzewa przydrożne miały bardziej niż kiedykolwiek pozór zjawisk niepotrzebnych, zesłanych w te miejsca do pełnienia wyciągniętym sznurem jakowychś ciężkich robót. W mglistem zadeszczeniu widać było ledwo-ledwo w oddali łańcuch wzgórz podkrakowskich i kopiec Kościuszki.
Ryszard Nienaski szedł szosą do stacyi kolejowej, gwiżdżąc na całą okolicę. Grube jego buty przemokły i kabat w okolicach kołnierza przepuszczał wilgoć. Mimo to architekt był coraz bardziej wesoły. Lubił chodzić w deszcz, a tu tembardziej. Wracał do miasta z lustracyi „swych“ kopalń, a miał zobaczyć jeszcze jedną, największą i najważniejszą. Od półtora roku grasował już tutaj, jak huragan. Skupował na wsze strony tak zwane pola węglowe, od Oświęcimia po Kraków, w okolice Chrzanowa i Krzeszowic, w okolicach Grójca, Bobrka i Brzeszcz. Były to wnętrza gruntów, należące, według kodeksu, do rządu, a uznane przez geologów za mieszczące w sobie węgiel